Dobre wychowanie wymaga podobno skromności, ale nie zamierzamy czarować – Imperialny Nafciarz Dukielski wyszedł nam jak Jerry’emu włosy. Dowód znajdziecie choćby na Ratebeer, gdzie nasze piwo dumnie dzierży, wraz z Porterem Wędzonym z Widawy, palmę pierwszeństwa w kategorii Smoked. Zamarzyło nam się jednak, by go jeszcze ulepszyć. Wlaliśmy więc koleżkę do beczki po whisky.
W tej scenie możecie zacząć buczeć, słusznie wnosząc, że cóż to za oryginalny pomysł – przeca wszyscy tak robią! I tu moglibyśmy nawet przyznać Wam rację, gdyby nie pewien fakt. A właściwie dwa.
Pierwszy to taki, że wiele osób myli Whisky z Bourbonem, po którym beczki dominują w polskim krafcie. Krótkie wyjaśnienie: Bourbon to odmiana amerykańskiej Whisky, której przynajmniej 51% zasypu stanowi kukurydza. Z kolei wyspiarskie Whisky Single Malt, a z takim mamy do czynienia, zaciera się wyłącznie z jęczmienia.
Dodatkowo Bourbon przechowuje się w wyłącznie „czystych” beczkach, czyli takich, w których nie leżakował wcześniej żaden alkohol. Z kolei Whisky wlewa się właśnie do beczek po Bourbonie. Taka zabawa.
Jedne z najsłynniejszych Single Maltów pochodzą ze szkockiej wyspy Islay. Charakteryzują się one intensywnym torfowym aromatem. Do grona najważniejszych przedstawicieli należy Laphroaig 10 (liczba od lat, których trunek spędza w beczce), z destylarni, a jakże, Laphroaig. Łycha leżakuje w beczce, w której wcześniej terminował Bourbon Maker’s Mark. Intensywnie torfowe na modłę szpitalną powala w każdym łyku. Kto nie próbował, niech koniecznie nadrobi.
Sęk w tym, że do Polski beczki po owym cymesie trafiają niezwykle rzadko. Zresztą – w ogóle mało kiedy wyjeżdżają z Islay. Jakimś cudownym trafem (to zapowiadana na wstępie boska interwencja) jedna z nich wylądowała w Krakowie i stała smutna w kącie magazynu firmy Marxam, od której bierzemy standardowe beczki.
Tego dnia wychwycił ją radar Mateo. Pan Prezes wypatrzył drewnianą piękność, po czym – bez pytania o cenę – kazał załadować na furgona. Wiedział, że właśnie zdobyliśmy skarb.
Wypełniliśmy ją Imperialnym Nafciarzem ponad pół roku temu. Dzięki patentowi, który udało nam się opracować, torfowość została podbita przede wszystkim w smaku, zaś w aromacie utrzymaliśmy pierwotną kompleksowość. Ale i w gardziołku wszystko się zgadza: czekolada, orzechy, torf, muśnięcie destylatem. Dzieje się!
Co ciekawe, udało nam się nawiązać bezpośrednią współpracę z Laphroaig i pracujemy właśnie nad sprowadzeniem kolejnych beczek, które przetrzymają drugą warkę IND. Ale to dopiero za rok.
Tymczasem pierwsza warka będzie nam towarzyszyła w czasie wiosenno-letnich festiwali. Po Warszawie mamy już tylko 300 butelek na stanie, więc szukajcie na imprezach piwnych charakterystycznego pudełka z zadumanym Nafciarzem, póki jeszcze jest. Warto, serio serio. 😉